Skip to main content

Halina Mil, Moja syberyjska droga

Wspomnienia Haliny Mil z domu Adamska

Dnia 15 I 1989 r. o godzinie 1100 w gmachu Polskiego Radia przy ul. Armii Radzieckiej we Wrocławiu został powołany Związek Sybiraków Dolnego Śląska. Dużo wcześniej, przed wyznaczoną godziną 1100, nadciągają tłumy. Są to ludzie, na których twarzach nie tylko jest wyryty czas, uchodzące lata, ale jednocześnie widać ogromny bagaż obciążeń psychicznych. Jak na dłoni wyryte są przeżycia ciężkich lat, lat łagrów, więzień, tułaczki po stepach Kazachstanu. Czas głodu, wielkiego głodu. Ludzie, dziś już co najmniej po pięćdziesiątce, ale wtedy w większości dzieci, których jedynym marzeniem był kawałek chleba.

Pamiętam sama rok 1944, gdy jako dziecko, aby uniknąć śmierci głodowej, zostałam oddana wraz z moim młodszym bratem Edwardem do szpitala i to za protekcją (moja matka sprzedała lekarce tegoż szpitala swoje karakułowe futro). Szpital ten mieścił się w Szczerbaktach, w ciurupińskim rejonie, w Pawłodarskiej obłości.

Do dziś pamiętam ciemny, mały pokoik i nasze wspólne łóżeczko pod ścianą. Dostawaliśmy raz dziennie miseczkę zupy i za nią musieliśmy leżeć cicho i spokojnie cały dzień, bo poruszać nam się nie było wolno. Czasem tak leżąc, powtarzaliśmy sobie jakieś znane wierszyki, czasem nuciliśmy piosenki. Nie zapomnę nigdy, gdy nucąc piosenkę „Odejdź Jasiu od okienka, dam ci chleba pół bochenka” nie mogliśmy zrozumieć tego Jasia, który za pół bochenka chleba musiał tak niewiele zrobić – tylko odejść od okienka. Zapytywaliśmy siebie, co zrobilibyśmy, aby zdobyć chociaż kromkę chleba. Nic – mogliśmy tylko leżeć spokojnie i czekać na następny dzień, by znów dostać wyczekiwaną miseczkę zupy.

(...) 
c. d. w pliku PDF

Otwórz publikację (plik PDF)

 

Facebook Comments Box