Rano, po śniadaniu w hotelu dostaję potwierdzenie o wyjeździe do Żaksy. Galina prosi mnie, abym był w hotelu w godzinach popołudniowych. Idę do recepcji uzgodnić dalszą rezerwację. Ku mojemu zaskoczeniu w recepcji dowiaduję się, że nastąpi przerwa w opłatach do chwili mojego powrotu. Bagaż mogę zostawić w recepcji, a pokój będzie na mnie czekał. Bardzo miłe podejście do klienta. Muszę kilka słów powiedzieć o hotelu, w którym mieszkam. Nazywa się „AKA”. To mały, bardzo sympatyczny i w miarę tani hotel. Nie jest to kryptoreklama. Za chwilę ujawnię cel mojej uwagi.
Idę samodzielnie zwiedzać starą Astanę. Naprzeciwko budynku Teatru Opery i Baletu spostrzegam coś, co przypomina kawiarenkę internetową. Wchodzę z zamiarem uzyskania kopii reportażu z telewizji CHABAR. Wykładam swoją prośbę jednej z pań tam pracujących. Kilkakrotne próby odnalezienia tego reportażu w Internecie nie dają rezultatu. W pewnej chwili wchodzi postawny mężczyzna w białym lekarskim fartuchu. Jak się okazało jest lekarzem stomatologiem z sąsiedztwa. Próbuje pomóc w poszukiwaniach w Internecie, ale też bez efektu. Wychodząc mówi mi, że ma znajomych w tej telewizji i postara się mi pomóc. Następnego dnia mam przyjść po wiadomość.
Wyjawię teraz, dlaczego piszę o personelu w hotelu i o przypadkowym spotkaniu w kawiarence internetowej. Poruszając się po Astanie autobusami ciągle kogoś pytałem: „Którym autobusem dojadę w potrzebne mi miejsce?” lub „Kiedy mam wysiąść?” itp. Zawsze spotykałem się z sympatycznym wyjaśnieniem i radą. Zdarzały się wręcz humorystyczne sytuacje. Np. ktoś podawał mi numer autobusu, a ktoś inny interweniował z boku, że wskazówka zawiera linię z przesiadkami: „A widzisz, że to obcokrajowiec i jemu potrzebna jest bezpośrednia linia”. W autobusach nagminnie spotykałem się z ustępowaniem miejsca. Ustępowali nie tylko ludzie młodzi, często robiły to kobiety w średnim wieku. Czasem było to krępujące. Później dowiedziałem się, że w Kazachstanie ludzie starzy są w szczególnym poważaniu. Szkoda, że to dotyczyło mnie, bo wolałbym być w tej młodszej grupie. Przytoczone tu przypadki i inne, przekonały mnie, że naród kazachski ma w genach przyjazny stosunek do innych ludzi. Podczas mojego, krótkiego pobytu nie doświadczyłem żadnych przykrości.
Po obiedzie w mieście wracam do hotelu. Czeka mnie dzisiaj jeszcze 350 km jazdy samochodem w mniejszym dziś upale – jest „zaledwie” 33 stopnie. Samochód zostaje wysłany po mnie z ŻAKSY na polecenie Akima (starosty). Około godz. 18:00 wyjeżdżamy spod hotelu. Wraz ze mną jedzie Galina. Wiezie nas kierowca starostwa Żaksy, syn Żaniela o imieniu SZAMSZYDIEM. Poznaję więc kolejnego członka rodziny Imambajewych. Starostę reprezentuje ŻEKEBATYROWA MARIJA ŻUSUPOWNA sprawująca funkcję Naczelnika Wydziału Polityki Wewnętrznej w Akimacie (starostwie).
Przy wyjeździe z Astany tracimy trochę czasu na poszukiwanie przyzwoitej kwiaciarni. Kupuję kwiaty na cztery groby. Kupuję też wiadro i wodę, aby kwiaty mogły przeżyć prawie dobę w upale. Wreszcie wyjeżdżamy z miasta. Zaraz za rogatkami, gdzie znajduje się stały posterunek policji, rozpoczyna się step, aż po horyzont. Spalona słońcem, szaro-brunatna równina, bez żadnych punktów odniesienia – hipnotyzuje. Po godzinie jazdy odnosi się wrażenie zawieszenia w pustce.
Jedziemy asfaltową szosą w miarę dobrej jakości. Charakterystyczne jest to, że na przestrzeni setek kilometrów nie mijamy żadnych miasteczek ani wsi. Czasem gdzieś w oddali od drogi zamajaczą jakieś domki. Przytłaczająca pustka. W połowie naszej trasy dobra jazda kończy się nagle. Droga jest w budowie. Cały ruch kołowy przeniesiony zostaje na zwykłe pole z koszmarnymi dołami i koleinami. Objazd ten biegnie równolegle do budowanej szosy. Wleczemy się w ślimaczym tempie przez 20 kilometrów w tumanach kurzu wznoszonych przez inne samochody. Zajmuje to nam kolejną godzinę. Wreszcie wyjeżdżamy ponownie na szosę.
Widok stepu i warunków panujących na bezdrożach ponownie uruchamia moją wyobraźnię. Jak straszne męki znosiła nasza Mama idąc kilometrami bezdroży po wodę do Iszymu. Upał musiał obezwładniać. Nigdzie odrobiny cienia. Beznadzieja sytuacji prowadząca do apatii, rezygnacji i pytań: „Dlaczego i za co?”. Tylko obowiązek walki o życie dzieci i najdrobniejszy gest, odruch człowieczeństwa pozwalał trwać. Odbieram to tak, jakbym cofnął się o 72 lata. Żadne słowo nie potrafi oddać tych doznań i tych przeżyć.
Pan Askar Abdrachmanow po przeczytaniu wspomnień mojej Siostry, napisał: „To prawie gotowy scenariusz do filmu fabularnego”. Podobny wpis znalazł się w komentarzach jednego z kazachskich internautów: „To gotowy scenariusz, gdzie są nasi scenarzyści i reżyserzy?” Komentarz ten dotyczył reportażu w gazecie „Ajkyn”, w której podsumowano moją podróż do Kazachstanu. Myślę, że żaden film nie jest w stanie oddać tego, co dzieje się w psychice człowieka wspominającego tamte czasy.
O północy docieramy do Żaksy. Wita nas i przyjmuje kolacją w restauracji hotelowej Pani BRALINA AŁMAGUL DŻAMBUŁOWNA, która pełni funkcję zastępcy starosty (Zam Akima). Podczas tej kolacji zostaję poinformowany o programie mego pobytu na terenie powiatu Żaksy. Dowiaduję się, że nie istnieje już Czułak Sandyk. Miejsce to zostało wchłonięte przez rozbudowujące się miasto Dzierżawińsk. Nie istnieje też Donskoje. Był to teren położony w depresji, zalewany przez Iszym. Po uzyskaniu niepodległości przez Kazachstan, wieś została opuszczona przez mieszkańców i zlikwidowana. Część mieszkańców, zwłaszcza starych, przeniesiona została do sąsiednich wsi. Inni, zwłaszcza młodzi, rozjechali się po kraju w poszukiwaniu lepszych warunków życia. Będę miał spotkania w tych sąsiednich wsiach. KIMA istnieje, lecz nie ma już „Masłozawodu” (Mleczarni).
Po godz. 1:00 Galina i ja zostajemy ulokowani w pokojach apartamentowych miejscowego hotelu i idziemy spać.